Kto przeżył Katyń? Prawdziwe historie tych, którym cudem udało się ujść z życiem
Świadkowie prawdy – ci, którzy uniknęli śmierci
Współczesna wiedza o Katyniu opiera się nie tylko na ekshumacjach i dokumentach – te pojawiły się późno. Pierwszymi źródłami były słowa tych, którzy nie zostali rozstrzelani. Ocaleli przez przypadek, dzięki specyficznym okolicznościom, znajomościom, wiedzy, która czyniła ich „użytecznymi” dla sowieckiego aparatu. Nie ma tu miejsca na uproszczenia – to nie był wybór, to był los. Ale właśnie ich los sprawił, że historia Katynia nie została pogrzebana razem z ciałami w lasku smoleńskim.
To byli ludzie, którzy widzieli znikających kolegów. Którzy budzili się rano i widzieli, że prycza obok jest pusta – i nie wróci już nikt. To oni słyszeli milczenie, które mówiło więcej niż tysiąc słów. To oni – wyrwani śmierci – mieli potem odwagę mówić, pisać, wspominać, nawet wtedy, gdy groziło im to wykluczeniem lub represjami.
Mówiąc o Katyniu, często koncentrujemy się – i słusznie – na zamordowanych. Ale ocaleni są nie mniej ważni. Bo to właśnie ich relacje złamały sowieckie kłamstwo, które przez dekady przedstawiało Katyń jako niemiecką zbrodnię. To oni — choć nieliczni — stali się świadkami oskarżenia, których nie dało się całkowicie uciszyć.
Dziś, kiedy kolejne pokolenia odchodzą, a historia coraz częściej bywa relatywizowana, musimy wracać do nazwisk tych, którzy przeżyli. Nie po to, by ich gloryfikować, ale by zachować pełen obraz prawdy. Ich głosy są dokumentem, ostrzeżeniem, przypomnieniem, że nawet w piekle można zachować godność — i że czasem największym ciężarem nie jest śmierć, lecz życie z pamięcią o tych, którzy nie wrócili.
Józef Czapski – świadek, który zapamiętał wszystko
Historia rotmistrza Józefa Czapskiego to jedno z najbardziej poruszających świadectw związanych z Katyniem. Był oficerem Wojska Polskiego, wykształconym w Paryżu malarzem, człowiekiem o niespotykanej wrażliwości i intelekcie. W 1939 roku dostał się do sowieckiej niewoli i trafił do obozu w Starobielsku. Jego los mógł potoczyć się tak samo jak los tysięcy innych – śmierć w dołach Katynia, Miednoje lub Charkowa. A jednak przeżył.
Czapskiego nie wysłano do egzekucji. Dlaczego? Nie znamy jednoznacznej odpowiedzi. Prawdopodobnie – jak sugerują niektórzy badacze – Sowieci dostrzegli jego zdolności intelektualne, umiejętności językowe, a może po prostu uznali go za kogoś przydatnego. Trafił do obozu w Griazowcu, gdzie przebywał do czasu utworzenia Armii Andersa.
Ale najważniejsze w jego historii nie było to, że przeżył. Najważniejsze jest to, co z tym życiem zrobił. Już w trakcie pobytu w ZSRR Czapski rozpoczął poszukiwania zaginionych oficerów. Naciskał dowództwo sowieckie, szukał odpowiedzi, wypytywał o transporty, które „zniknęły”. Jego bezpośrednie pytania do Berii i Mołotowa o losy kolegów były aktem odwagi, który dziś trudno przecenić. W świecie strachu i przemilczeń on – pojedynczy oficer, człowiek kultury – miał odwagę pytać.
Po wojnie Józef Czapski osiadł na emigracji. Został jednym z filarów paryskiej „Kultury” – środowiska, które podtrzymywało nie tylko ducha niezależnej Polski, ale także prawdę o Katyniu, gdy PRL-owska propaganda wciąż głosiła sowieckie kłamstwo.
W 1943 roku Czapski napisał „Wspomnienia starobielskie” – przejmujące świadectwo o życiu w sowieckim obozie, o niepokoju, strachu, znikających towarzyszach, o przeczuciu, które zawisło nad wszystkimi. Ta książka nie była tylko osobistym rozrachunkiem – była historycznym dokumentem, aktem pamięci i oskarżenia.
Czapski zmarł w 1993 roku. Do końca życia mówił o tych, którzy nie wrócili. Nie szukał rozgłosu, nie stylizował się na bohatera. Ale właśnie w jego cichej determinacji zawiera się cała siła tamtego pokolenia. Ocalał, by mówić. I zrobił to z godnością, której dziś powinniśmy się uczyć.
Stanisław Swianiewicz – ekonomista, który uciekł śmierci w ostatniej chwili
Postać profesora Stanisława Swianiewicza to jedna z najbardziej dramatycznych i symbolicznych historii związanych ze zbrodnią katyńską. Był ekonomistą, wykładowcą Uniwersytetu Stefana Batorego w Wilnie, intelektualistą o wyjątkowym umyśle. Aresztowany po agresji ZSRR na Polskę, został osadzony w obozie w Kozielsku. Trafił do jednego z ostatnich transportów – tego, który miał zakończyć się egzekucją w lesie katyńskim.
Swianiewicz siedział już w ciężarówce zmierzającej do miejsca śmierci, gdy nagle wywołano go z nazwiska. Odseparowano go od reszty. Powód? Być może jego znajomość języków i fakt, że jako uczony zajmował się analizą gospodarki Trzeciej Rzeszy. Może uznano go za zbyt cenny, by go zabić. Może ktoś go uratował z innego powodu. Tego się już nie dowiemy. Ale wiemy jedno: Swianiewicz był jedynym z całego transportu, który przeżył.
Po opuszczeniu ZSRR Swianiewicz trafił do Armii Andersa, a następnie osiedlił się w Londynie. Tam rozpoczął pracę, która miała dla przyszłych pokoleń ogromne znaczenie – stał się jednym z głównych dokumentalistów zbrodni katyńskiej. Jego relacje były wykorzystywane w międzynarodowych raportach, książkach, śledztwach.
W 1976 roku opublikował książkę „W cieniu Katynia”, w której nie tylko opisał swoje przeżycia, ale też przeanalizował logikę zbrodni sowieckiej – logiczną, zimną, nieludzką. Jego głos brzmiał cicho, bez patosu, ale niósł ciężar autentyczności, którego nie da się podważyć.
Mieczysław Pruszyński – z obozu do Armii Andersa
Wśród nielicznych Polaków, którzy przeżyli sowieckie obozy, znalazł się także Mieczysław Pruszyński — oficer rezerwy, dziennikarz, człowiek pióra, który swoją drogę przez piekło rozpoczął w 1939 roku. Po agresji ZSRR został aresztowany i osadzony w obozie w Starobielsku. Większość jego towarzyszy zginęła później w Charkowie. On sam jednak trafił do grupy wyselekcjonowanej przez Sowietów i został przetransportowany do obozu w Griazowcu.
Dziś wiemy, że to właśnie Griazowiec stał się dla wielu Polaków „ostatnim przystankiem przed ocaleniem”. Nie wiadomo, czy Pruszyński został ominięty z powodu braku stopnia wojskowego, swoich kwalifikacji czy po prostu przez przypadek. Wiadomo natomiast, że jego relacje są dziś jednym z najważniejszych świadectw tego, co działo się w radzieckich obozach i jak wyglądał mechanizm selekcji prowadzącej do śmierci.
Po opuszczeniu ZSRR Pruszyński dołączył do formującej się Armii Andersa, z którą przeszedł szlak przez Iran, Irak i Palestynę. Jako dziennikarz i korespondent, nie zaprzestał pisania. Relacjonował wojnę, opowiadał o dramacie żołnierzy, o moralnym ciężarze, który dźwigali ludzie ocaleni z sowieckiej niewoli. W jego tekstach nie ma taniego heroizmu. Jest za to gorzka prawda o tym, jak trudno było zbudować nową tożsamość po zetknięciu z bezimienną śmiercią w ZSRR.
Ocalałych było niewielu – ale ich głosy miały ogromną siłę
Zbrodnia katyńska miała jeden cel — unicestwić elity. Mord był tak zaplanowany, by po Polsce nie zostało nic więcej niż lud bez głosu, bez liderów, bez sumienia. I choć prawie 22 tysiące osób zostało rozstrzelanych w sposób metodyczny i zaplanowany, kilku osobom udało się ujść z życiem. Byli wśród nich nie tylko Czapski, Swianiewicz czy Pruszyński, ale też Henryk Czapczyk, Zygmunt Berling, Ludwik Głowacki i inni — postacie mniej znane, ale równie istotne dla rekonstrukcji prawdy.
Wielu z nich przeżyło, ponieważ zostali uznani za „użytecznych”. Niektórych uratowała znajomość języków, innych specjalistyczna wiedza, jeszcze innych — przypadek. Ale nie o to chodzi. Kluczowe jest to, że po wojnie nie milczeli. Ich relacje pojawiały się w raportach Armii Andersa, w publikacjach emigracyjnych, w przeszmuglowanych rękopisach. To właśnie te głosy zaczęły kruszyć mur kłamstwa katyńskiego, zanim jeszcze Zachód zdobył dowody materialne.
Dziś, patrząc wstecz, nie możemy zredukować zbrodni katyńskiej do liczby ofiar. Musimy mówić również o tych, którzy ocaleli — nie dlatego, by odwracać uwagę od tragedii, ale dlatego, że ich żywe świadectwo nadało Katyniowi konkretne twarze, głosy, emocje. To dzięki nim Katyń nie został tylko pustym terminem w podręcznikach.
Ich istnienie przypomina nam, że nawet w największym mroku można zachować godność, że nawet w obliczu zaplanowanego unicestwienia, człowiek — uzbrojony jedynie w pamięć i sumienie — może ocalić prawdę. Dlatego ich głosy trzeba czytać, powtarzać i przekazywać dalej. Bo jeśli my zamilkniemy, to Katyń stanie się tylko datą. A oni — jedynie cudem ocalonymi nazwiskami. A przecież każdy z nich niósł ze sobą cały dramat narodu, który nie zapomniał, kim jest.

